Nie wiem jak to jest, ale kiedy tylko czujność spada mi nawet o kilka tylko procent to moje dzieci jakby prowadzone na sznurku idą w kierunku tv. Nie bardzo wiem jak wyrwać dziewczątka ze szponów nałogu. Próbowałam różnych metod i jest dobrze wtedy, gdy to ja wymyślę zajęcia nietelewizyjne. No chyba, że jest wyraźny zakaz.
Czasem dochodzi do tego, że ja i mąż na sankach, a dzieci z udręczonymi minami ciągną się za nami. Może to ja mam jakiś problem, ale tracę powoli cierpliwość, bo nie mogę całymi dniami wymyślać zajęć dzieciom lub naprzemiennie bawić się z nimi.
Może są jakieś prostsze metody na odciągnięcie dzieciaków od telepatrzydła? Będę wdzięczna jeśli znajdzie się jakaś dobra duszyczka ze złotymi radami.
Teraz moje zmagania z pokojem dziennym:
już dzisiaj wiem, że skoro ja nie potrafię się zdecydować na jednorodność stylistyczną powstaną kolejne propozycje i odbędzie się rodzinne głosowanie.
Sypialnie też już mam, ale może nie teraz? ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz